sobota, 22 września 2012

There's nothing funny so we laugh at nothing.

Hej! Drugi dzień trwa, ale jedzenie na dziś już zakończyłam sumą 830kcal. Moje sumy będą zawsze okrągłe bo dodaję troszkę jak mi brakuje do takiej równej liczby. Zawsze mam wtedy pewność, że nie zjem za dużo. Dzień jak do tej pory był pełen drobnych sukcesów, takich jak na przykład wyrzucenie pączka kupionego przez mamę, którego musiałabym zjeść (tak, wiem, wiem dzieci w Afryce, szacunek do pieniądza, jedzenia, ale ja się nie prosiłam, a nikomu on w moim żołądku nie pomoże, w domu też by nikt nie zjadł) i upiekłam rodzince ciasto, którego nie tknęłam, ha! Ogólnie dzisiaj byłam taką panią kuchenkową bo sobie robiłam jeszcze kurczaka w folii i fasolkę szparagową i zrobiłam bratu omlet z pieczarkami i serem. Mój pierwszy omlet i podobno bardzo smaczny, nie wiem nie próbowałam ;p Pewnie śmieszy was, że w wieku 16 lat pierwszy raz robiłam omlet, ale ja nie cierpię jajek i generalnie się raczej za nie nie zabieram. Jak na moją egoistyczną duszę to mega się dzisiaj poświęciłam dla żołądków mojej rodzinki i mam nadzieję, że karma mi to wynagrodzi. Jestem już w sumie zdrowa i zaraz muszę zacząć przepisywać lekcje z całego tygodnia bo jutro raczej ze wszystkim nie zdążę. Ach, dzisiaj dzień pierwszych razów, bo lekcji też nie zdarzyło mi się jeszcze przepisywać, no chyba że pracę domową ;) Gimnazjum się skończyło i trzeba pracować, szczególnie, że chciałabym mieć wysoką średnią na koniec roku i semestru i to bez tej bieganiny pod tytułem "mam 5 lekcji i 10 sprawdzianów", tak więc uczę się systematycznie i jak na razie całkiem nieźle mi idzie. O, i w ogóle, zostałam zaproszona na połowinki 12 października, więc muszę troszeczkę zrzucić do tego czasu. Określę się dokładnie ile, jak dojdzie mi waga i będę wiedziała na czym stoję.Ja już ją chcę! Albo nie, bo wtedy to już nie ma wyjścia i trzeba na nią wejść. Dobra, lecę, bo chcę do was jeszcze pozaglądać, poćwiczyć, no i muszę zabrać się do nauki ;p Z ćwiczeń dzisiaj było 20min tańca i 10min rozciągania. Chcę zrobić jeszcze 200 brzuszków, 60 przysiadów, 20 pompek, no i tą nieszczęsną A6W. Zabierałam się do niej milion razy i nie mogę jej nigdy skończyć. Ale teraz się uda, musi :) Ok, serio kończę. Przepraszam za tą rozwlekłość postu, ale nie wiem co mnie naszło dzisiaj ;p O boże, mam kończyć, a chcę wam jeszcze powiedzieć milion rzeczy. Stop, koniec, basta. W następnym poście. Do napisania motyle, trzymajcie się chudo!
P.S. A miałam wam powiedzieć, że jesteście dzielne, jak przeczytałyście całą tą tyradę i że wreszcie udało mi się wyrwać do sklepu po fajki, więc mam mój hamulec apetytu!

3 komentarze:

  1. takie małe sukcesy tworzą potem jeden wielki - kilogramy spadają ;)) a z fajkami to uważaj, też mi się wydawało że hamują apetyt, ale ja np. mam ochote coś zjeść a potem sobie zapalić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też fajki pomagają. ;)
    Noo i ta szkoła..masakra, ale zgadzam się z nauką systematycznie. ;)
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję... ja nie znoszę przepisywać lekcji z jednego dnia a co dopiero z całego tygodnia;)
    Trzymaj się kochana, każde wyrzeczenie to mały krok do celu;)
    Buziaczek:*

    OdpowiedzUsuń